poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozprawiam się z leniem!

Od kilku dni ćwiczę! Dacie wiarę?! Przed zajściem w ciążę byłam bardziej aktywna, potem zaprzyjaźniłam się z leniem i tak nasza przyjaźń trwała w najlepsze. Dobrany był z nas duet, choć poświęciłam dla tej przyjaźni naprawdę wiele, nie dostając nic w zamian. Mój leń miał zawsze ostatnie słowo. Zawsze wtedy, gdy pomyślałam sobie, że od poniedziałku zaczynam działać, on skutecznie mi te plany rujnował. Kiedy patrzyłam w lustro byłam zła, bo tu cellulit, tu fałdka, tu brzuch i uda. Przestałam oglądać zdjęcia, bo na samą myśl, że kiedyś ważyłam duuuużo mniej, robiło mi się słabo. Wtedy przychodził leń i mówił "daj spokój! Przecież niedawno urodziłaś dziecko, masz prawo tak wyglądać", a ja mu wierzyłam, mimo że od porodu minęło prawie 2 lata! Jakiś czas temu zrezygnowałam ze słodyczy i zaczęłam się zdrowiej odżywiać, ale z aktywnością fizyczną było różnie. Co prawda nabiegam się za Alą w ciągu dnia, ale to nie to samo co wycisk dla mięśni. Miarka się przebrała. Mąż mój wyjął z dna szafy moją fitness piłkę, o której istnieniu dawno zapomniałam. Nie, nie dla mnie! Dla Ali, żeby się pobawiła, "zdziwi się jak zobaczy taką dużą piłkę!". I faktycznie, Ala była zachwycona, a ja z leniem usuwaliśmy ogromną kulę z naszej drogi, aż do dnia kiedy postanowiłam, choć bardzo mi się nie chciało, poćwiczyć na tej piłce chociaż 15 minut! Znalazłam w internecie mnóstwo filmików, wybrałam jeden i zaczęłam 40 minutowy trening!!! Zrobiłam cały! Pot lał się strumieniami. Kiedy skończyłam nie mogłam się ruszyć, bo wszystko się we mnie telepało, ale byłam z siebie taka dumna! Leń był bardzo niezadowolony, a ja mimo masakrycznych zakwasów, ćwiczyłam dalej i nawet mi się to podoba:) Dziś do ćwiczeń doszedł rower stacjonarny. Zmachałam się tak, że myślałam, że umrę. Nie sądziłam, że to powiem, ale polubiłam się z zakwasami! Póki co nie mam dość, ale ... leń nie śpi!!! 
Trzymajcie za mnie kciuki! :)