środa, 3 grudnia 2014

Ala rozrabia...

Dziś dostałam od Ali w kość i w oko. Zacznijmy od początku. Obudziłyśmy się ok 9. Ala wypiła butlę mleka i położyłam ją obok siebie z nadzieją, że jeszcze zaśnie. Ja byłam nieprzytomna, więc założyłam, że ona też. Ala fikała koziołki, skakała po mnie, a ja co jakiś czas, otwierając jedno oko, kontrolowałam sytuację. Na równe nogi podniósł mnie cios telefonem w oko! Ala dorwała się do mojej, ukrytej po poduszką, komórki i "dzwoniła" do dziadzi i do baby. Cierpliwość mojego dziecka ma swoje granice i kiedy Żaba nie usłyszała w telefonie odpowiedzi na swoje pytania do dziadków, pacnęła telefonem w Bogu ducha winną matkę, trafiając prosto w lewe oko!
Oczyma wyobraźni widziałam tą śliwę pod okiem. Zwlekłam się z łóżka, a Ala uradowana pobiegła do salonu gdzie ma swój cały zabawkowy dobytek. Kawa, opatrzenie oka, względne ogarnięcie się i rozpoczęłam dzień. Na oku ani śladu! Na szczęście! Poszłyśmy z Alą wstawić pranie. Moje dziecko uwielbia te kolorowe guziczki, więc muszę blokować pralkę. Tym razem tego nie zrobiłam (zapomniałam) i gdy pranie było już prawie skończone, moja Ala postanowiła wcisnąć tu, wcisnąć tam i uprać wszystko jeszcze raz. Przyszła pora na odkurzanie. Ala zwykle mi towarzyszy przepychając się między mną, a odkurzaczem. Tym razem też tak było. Gdy dotarłam do salonu, Ala usiadła sobie na drugim jego końcu, gdzie jest aneks kuchenny. Siedziała jakąś chwilę, potem podreptała pod balkon gdzie stoi jej fotelik do karmienia, pogrzebała w koszyczku pod fotelikiem i usiadła na macie wśród zabawek. Czas odkurzyć kuchnię, ale znalazłam na podłodze pod szafką 2 zapinki od kolczyków i oniemiałam. ALA WYCIĄGNĘŁA SOBIE KOLCZYKI Z USZU!!! Nerwowo zaczęłam ich szukać. Stwierdziłam, że na pewno już je wciągnęłam do odkurzacza, bo na podłodze ich nie było. Nie połknęła ich na pewno, bo nie bierze nic do buzi, zwykle przynosi. No, ale czy można jej wierzyć, że tym razem nie postanowiła ich zjeść? Myślałam, że oszaleję. Żaba grzecznie "czytała" książeczkę (zawsze jest grzeczna i nie rzuca się w oczy jak coś przeskrobie), a ja usiadłam na kanapie i zaczęłam analizować sytuację. Przypomniało mi się, że była w kuchni, a potem grzebała w śliniakach, które są w koszyczku pod fotelikiem. Zaczęłam wyrzucać wszystko z koszyka, wypadły też kolczyki! Kamień z serca. Ukryła je spryciula, żeby zatrzeć ślady. Ostatnio przeszukaliśmy pół Tesco, bo okazało się, że Ala ma tylko jeden kolczyk! Myślałam, że mi serce wyskoczy z nerwów i żalu, bo to był prezent od chrzestnego z okazji chrztu. Tak się zdenerwowałam, że nie kupiłam wszystkiego po co przyszłam. Mąż mnie podnosił na duchu, że może jest w samochodzie jak ściągaliśmy jej czapkę, że może w domu jak ją ubierał. W takich sytuacjach chciałabym być jak najszybciej w domu i wszystko sprawdzić. Musieliśmy zajść do jubilera i kupić nowe kolczyki, na wypadek gdyby się ten jeden nie znalazł. W domu okazało się, że jest! Leżał pod kołdrą! Założyliśmy Ali te nowe, bo stwierdziliśmy, że będą trudniejsze do rozpięcia. Jak widać, myliliśmy się. Wracając do dnia dzisiejszego. Rozwieszałam pranie, planując zrobienie kolejnego. Ja wieszałam, Ala siedząc pod suszarką wszystko ściągała. Poszłyśmy do łazienki "zapakować" pralkę. Zostawiłam ją na sekundę, bo zapomniałam zabrać śliniaki z kuchni. Gdy wróciłam, Ala siedziała w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam, wrzucała spinacze do miski. Zamknęłam pralkę, wsypałam proszek, wlałam płyn i start. Wtedy Ala podeszła do pralki, przykucnęła i zaczęła stukać paluszkiem w szybkę piszcząc radośnie. Nie zdziwiło mnie to specjalnie, ale ona nie chciała wyjść z łazienki. Nawet wtedy, gdy zgasiłam światło. Wtedy coś mnie zaniepokoiło i zajrzałam do pralki, a tam ... paczka Always'ów :( Ręce mi opadły. No nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać.  Grunt, że w porę się zorientowałam i wyciągnęłam to z pralki, bo nie byłoby mi do śmiechu jakbym musiała skubać wszystkie ubrania z folii i waty. Ala za to bawiła się przednio. Potem zaczęła marudzić. Chyba była zła, że nie udało jej się nabroić na tyle na ile zaplanowała. Ja byłam wykończona. Niby dzień jak każdy inny, ale atrakcje, które mi dziś zafundowała moja córka poprzeplatane z zabawą, marudzeniem i kombinowaniem, wykończyły mnie tak, że zasnęłam na kanapie w salonie. Teraz ona śpi, a ja siedzę i piszę i pewnie długo zasnąć nie będę mogła. A jutro, a właściwie dziś za kilka godzin, kolejny dzień. Ciekawe jaki plan zrodzi się przez noc w tej ukochanej Alusinej główce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Ci za zainteresowanie i pozostawiony komentarz :)